Ł: Wiosenny piknik – ten pierwszy, kiedy ziemia zaczyna nabierać ciepła, kiedy na około rodzi się życie. Ptaki zaczynają śpiewać. Wybraliśmy się na spacer, spontanicznie bez planów. W plecaku mieliśmy wcześniej upieczone ciasteczka, a w aucie koc i kilka drobiazgów. Gdy wszystko złożyliśmy w całość nie pozostało nam nic innego jak poszukać odpowiedniego miejsca na wypoczynek. Dzieci zajęły się bieganiem, mama szukaniem podbiału (który ostatecznie znalazł się dopiero parę dni później w Tatrach), a ja z aparatem w ręku gubiłem się raz po raz.

Dzieci polanę znalazły, przystąpiliśmy do świętowania (bo każdy pretekst na świętowanie jest dobry :)).

M: Przy okazji tego pięknego postu chciałam dodać, że wypad do lasu to nie lot na księżyc – nie trzeba przygotowywać się do niego latami! Najlepiej po prostu poddać się chwili i posłuchać wewnętrznego zwierza. O korzyściach z takiego wypadu można pisać godzinami. Ja lubię takie dni bo oddychamy leśnym powietrzem, bo zapoznajemy się z innymi istotami współdzielącymi z nami miejsce życia. Uwielbiam radość na twarzach moich dzieci kiedy wskakują w kałużę. Błysk w oku kiedy stoją nad mrowiskiem. To jak pomocne i zgrane okazują się w konfrontacji ze stromą górką. Leona krzyczącego gdzieś z krzaków „ejjj dzieeeeewczyyyynyyyy” i maszerującego do nas z szarmanckim spojrzeniem dżentelmena by wręczyć łebek stokrotki ukryty za plecami. Miłkę zbierającą zielone szkiełka i tłumaczącą nam, po raz kolejny, z niezwykłym przekonaniem, że to wcale nie jest śmieć tylko skarb! No i mojego męża powtarzającego za każdym razem, że musimy robić to częściej 😉

wiosenny piknik wiosenny piknik